Dla Ciebie.

Piszę to by zachowało się coś z czasu, gdy jest po raz pierwszy tak naprawdę ciężko. Gdy nie mogę przybiec do Ciebie z każdą moją słabością, podzielić się najdrobniejszą myślą. Chcę też abyś wiedział jak zmienia się mój punkt widzenia na to, co nas połączyło i na to, jaka jest nasza sytuacja. Wiem, że w stosownym czasie tutaj dotrzesz...

czwartek, 9 sierpnia 2007

09.08.2007


Chyba dziś powinno pojawić się tutaj jakieś drobne podsumowanie. Jutrzejszą noc spędzamy wspólnie. Przetrwaliśmy te 30 ciężkich dni. Koniec mojego zawieszenia. Koniec z martwymi weekendami, koniec z samotnością i mam nadzieje koniec łez. Znowu będziemy pić wieczorami herbatę, śmiejąc się i dzieląc troskami dnia codziennego. Oby trwało to jak najdłużej, oby już się nie kończyło. To co czuję jest nie do opisania. Jestem tak strasznie otwarta na Ciebie i Twojego syna. Mogłabym się zastanawiać gdzie bym dziś była, co bym czuła, gdybyś się nie pojawił. Ale nie chcę nie potrzebuję tego wiem, że jestem we właściwym miejscu życia. Może nie ma tu jeszcze dla mnie oficjalnego bytu, ale wierze, że powstanie pewnego dnia. Tak jak powstało dla mnie miejsce w Twoim sercu. Trzy miesiące temu nigdy nie pomyślałabym, że dasz mi to wszystko czego tak strasznie potrzebowałam. Na szczęście życie zaskakuje. Mam ochotę ciągle wykrzykiwać, że Cię kocham tak strasznie, tak mocno, tak delikatnie niezdrowo już. Czuję się tak jakby ktoś na oścież otworzył mi drzwi do raju, do spełnienia wszelkich marzeń, do doskonałości. Stoję przed nimi i się uśmiecham, być może rozkoszuje się samą świadomością tej szansy. Wejdę jutro, wraz z przekroczeniem progu Twojego mieszkania.


Proszę nie pozwól by ktoś nam to odebrał, by to kiedykolwiek przeminęło.


Tak bardzo Cię kocham.

wtorek, 7 sierpnia 2007

07.08.2007


Jestem dziś potwornie zmęczona ponad 12 godzin ciągłego zamieszania i bycia wciąż w pełnym skupieniu. Zaczynam rozumieć, co znaczy zasypiać za kierownicą. Z drugiej strony jednak odczuwam taką satysfakcję, bo nie marnuje czasu, bo codziennie stawiam czoła nowym wyzwaniom i daje rade. A przecież nie ma Cię przy mnie. Mam jakąś taką niekończącą się potrzebę bycia samowystarczalną. Chyba ze strachu przed samotnością, albo to jakaś próba udowodnienia innym, że można. Może samej sobie chcę to udowodnić. Mój kryzys wewnętrzny wciąż trwa, choć dziś miałam całkiem dobry humor. Znowu stosuje metodę wypierania, udaje, że nie mam żadnego problemu, i wcale nic mi nie dolega. Nie lubię tych samotnych wieczorów w łóżku z komputerem na kolanach.
Szkoda, że Ty nie piszesz takiego bloga. Tak lubię czytać wiadomości od Ciebie to byłoby coś niesamowitego. A może dam Ci hasło do tego i będziemy wspólnie go tworzyć. To by była historia, mężczyzna i jego kochanka ;) Tego jeszcze nie było.

poniedziałek, 6 sierpnia 2007

06.08.2007


Znam słowo zdrada z tak wielu aspektów. Zostałam zdradzona, zdradzałam, jestem kochanką, zdradzanego mężczyzny. Czy mogę zdradę znać jeszcze dokładniej? Wszystkie z tych wyżej wymienionych sytuacji są tak strasznie nie komfortowe. Takie nie naturalne, przeczące porządkowi świata. Chciałabym to wyeliminować ze swojego życia. Ale to na razie nie będzie możliwe, lecz wierze, bardzo wierzę, że z tego można się wyplątać.
Dziś myślałam już, że wszystko nam się rozpada, że to nie przetrwa. Jest dokładnie tak jak mówiła wróżka, ale nie potrafię sobie z tym poradzić. Brak poczucia wartości jest chyba bardziej we mnie zakorzeniony niż myślałam. Albo zwyczajnie jestem niecierpliwa. Tęsknota, brak Twojej obecności, brak nieskrępowanej bliskości i brak świadomości, że jutro też będziesz kompletnie mnie ogłupia.
Muszę się przyznać, że po raz pierwszy w życiu, tęsknie również za Twoim dotykiem, pocałunkami, pożądliwym spojrzeniem, zapachem, smakiem skóry. Chciałabym Cie już poczuć tak mocno tak w pełni wiedzieć, że jestem Twoja i oddać się całkowicie. To jeszcze 4 dni i wreszcie będzie dobrze.

niedziela, 5 sierpnia 2007

05.08.2007


Tak się dziś zastanawiałam nad sobą i nad własnym życiem. Analizowałam mój poprzedni związek. Zawsze mi się wydawało, że mój eks bardzo mnie kocha. I żyliśmy w tym martwym związku, bo nie chciałam mu odbierać tej iluzji bycia kochanym. Choć on też z pewnością odczuwał, że nie jest dobrze. Kiedy zdecydowałam się to przerwać i odeszłam, on przyjął to nad wyraz spokojnie. Od naszego rozstania minął już miesiąc ani razu przez ten czas nie usłyszałam, że mnie kocha lub chciałby bym wróciła. Pisał wiadomości, ale nigdy nie przejawiał inicjatywy do czegoś więcej. Nie pojawił się, nie zaproponował spotkania. Czy więc kochał mnie tak jak mówił?

Nie zależy mi na jego uczuciu, dziś kocham innego mężczyznę. Jednak zaczynam się zastanawiać, nachodzą mnie dręczące myśli. Czy mnie się nie da kochać? Może M też uległ iluzji, może zaraz przestanie. Na dzień dzisiejszy nie mam zbyt optymistycznego doświadczenia, jeśli chodzi o związki. Mogłabym podsumować to w ten sposób, że każde uczucie kiedyś słabnie. Jeśli ludzie tego nie zauważą lub będą zbyt leniwi to ich związek umrze. A oni stracą czas. Ciężko to zrozumieć, szczególnie, gdy konfrontuje się to z początkiem znajomości, takim wspaniałym i niepowtarzalnym.

Choć jest w tym również coś dobrego z mojego związku powstała taka nie pisana przyjaźń. Świadomość polegania na sobie. Ja do tej pory mam taki zupełnie nieuświadomiony odruch, że na kłopoty zawsze eks. Mam nadzieje, że M zastąpi to miejsce, niestety w tej chwili nadal bardzo polegam na B.

Miał to być blog o kochance, o uczuciu i o trudnościach. A powoli staje się to blog o mnie. Należy pamiętać, że kochanka to też człowiek, który się boryka z wieloma problemami nie tylko z trudnym związkiem czy uczuciem. Kochanka ma też prace, dom, pasje i swoje własne doświadczenia.

05.08.2007


Tyle się dzieje w moim życiu, przed chwilą szykowałam się już na wyjazd do Opola po pierwszy w życiu własny samochód. Niestety jak to zwykle bywa nie wypaliło. Smutno mi, że w tak wysoko emocjonalnych momentach Ciebie przy mnie nie ma. Ale wierze, że kiedyś zadzwonię do Ciebie prosząc o pomoc a nie do byłego faceta. Mam wrażenie, że bywam jeszcze szalenie dziecinna. W chwilach kiedy możliwe staje się spełnienie mojego marzenia, natychmiast ulegam tak ogromnej ekscytacji jestem jak na wysokich obrotach po chwili kiedy się nie udaje spada mi forma i zaczynam odczuwać złe samopoczucie. Gdybym nie wchodziła tak wysoko upadek nie byłby tak bolesny. Mimo wszystko nie potrafię tego opanować, ulegam takiej własnej słabości. Wciąż zapalam się i gasnę. Chyba nie umiem mniej się cieszyć czy fascynować. I to jest takie bardzo sprzeczne z tym moim rozsądkiem we wszystkim co robie. Może faktycznie bywam bardzo impulsywna. Śledząc jednak historie tylko impulsy wywoływały jakieś przemiany. A może i lepiej, że auta nie będzie bo nie stać by mnie wtedy było na te nasze wyczekiwane wakacje. Są i plusy tej sytuacji. No to wracam do marnowania czasu:)

sobota, 4 sierpnia 2007

04.08.2007


Nie ma wpisu z wczoraj, niewiele miałam do napisania. Wczoraj był męczący dzień dla mnie. Zakończony refleksją, że muszę bardziej na siebie uważać, bo moje sprawne ciało to moja praca. Nie widziałam jeszcze instruktora bez nogi lub innej kończyny. Gdybym coś sobie złamała to nie mogłabym już tak tańczyć to byłby chyba koniec mnie. A tak poza tym wczoraj ciągle towarzyszyło mi takie odczucie, że jesteś własnością swojej żony. Nie wiem może za często spoglądałam na obrączkę, może jakieś inne myśli. W każdym razie odczuwałam to dotkliwiej niż kiedykolwiek, ale już nie narzekam, bo nie chce psuć tych chwil, które udaje nam się wyrwać z całego dnia. Mogło być gorzej, mogliśmy wcale się nie widywać.
A dziś stały rytuał weekendowy, zmarnować jak najwięcej czasu. Więc starałam się rano jak najdłużej spać, później kolejne przeciąganie czasu. Jakbym oszukiwała własną świadomość. Jest prawie, 17:00 czyli już sporo za mną. Tak sobie teraz myślę, że ja tak strasznie odliczam, a jeśli stanie się tak, że Twoja żona nagle zmieni decyzje, i zostanie. Wtedy nawet czasu nie będę mogła liczyć, bo nie będzie to miało żadnego sensu. Tak to byłaby chyba wizualizacja mojego najgorszego koszmaru. Jakim bym wtedy była marnym człowiekiem.
Czasem sobie myślę, że już tak strasznie się przyzwyczaiłam do tej samotności, że jeszcze pomyślę, że to normalne. A to wcale nie jest normalne, ani też właściwe. Znowu sumienie….

czwartek, 2 sierpnia 2007

02.08.2007


Dni wydają się uciekać coraz szybciej. Już nawet nie męczy mnie tak strasznie to czekanie. Czuje się jakby to koło czasu nabrało rozpędu. Już nie odliczam, nerwowo zerkając na zegarek. Zaczynam się cieszyć, że to tylko kilka dni bez Ciebie. Bardzo jestem dumna, że ten czas rozłąki nie był w stanie nas pokonać i choć bywały burze, my wciąż trwamy nawet mocniej niż na początku. Dużo się nauczyłam o sobie przez ten czas. Zrozumiałam, że potrafię się komuś oddać bez reszty. Choć do niedawna uważałam, że to niemożliwe. Udało Ci się zupełnie przegonić znieczulice, jaka mnie ogarnęła. I dzięki temu czuję się wolna. Jestem z Tobą i mam ten wspaniały wiatr w żagle kiedyś myślałam, że to niemożliwe. Chyba przestałam wierzyć w uczucia a przy Tobie znowu odzyskałam tą wiarę. I wiem, że już nie chce marnować swoich dni z powodu złych decyzji. Odzyskałam świadomość, panowania nad sobą i wiem, że można żyć tak jak się chce. Czasem to łatwiejsze niż można sobie wyobrazić. Byłam tak blisko popełnienia największego życiowego błędu, ale jakaś magia chyba mnie uratowała i to właśnie, dlatego tak nagle pojawiłeś się w moim życiu i w moim sercu. Podobno nic nie dzieje się bez przyczyny.

środa, 1 sierpnia 2007

01.08.2007


Jakiś czas temu wspominałeś, że masz bardzo wyidealizowany obraz mnie. A dziś miałeś okazję zobaczyć mnie w trochę innej roli, kobiety, która potrafi umyć podłogę i może nawet trochę w roli gospodyni. Bycie kobietą to spełnianie wielu ról w życiu, a ja się akurat kobietą czuję.


Przeżyliśmy dziś wspólnie Twój ciężki dzień, chyba nawet całkiem dobrze nam poszło. Bo się nie pokłóciliśmy, nikt nie poczuł się odrzucony i zapomniany. Więc jest pozytyw.


No i mamy głośnego entuzjastę nas, który zawsze będzie sobie przypisywał rolę swata, ale się biedaczysko zagapił o dwa miesiące:)


Chyba jesteśmy szczęściarzami, co?