
Chyba dziś powinno pojawić się tutaj jakieś drobne podsumowanie. Jutrzejszą noc spędzamy wspólnie. Przetrwaliśmy te 30 ciężkich dni. Koniec mojego zawieszenia. Koniec z martwymi weekendami, koniec z samotnością i mam nadzieje koniec łez. Znowu będziemy pić wieczorami herbatę, śmiejąc się i dzieląc troskami dnia codziennego. Oby trwało to jak najdłużej, oby już się nie kończyło. To co czuję jest nie do opisania. Jestem tak strasznie otwarta na Ciebie i Twojego syna. Mogłabym się zastanawiać gdzie bym dziś była, co bym czuła, gdybyś się nie pojawił. Ale nie chcę nie potrzebuję tego wiem, że jestem we właściwym miejscu życia. Może nie ma tu jeszcze dla mnie oficjalnego bytu, ale wierze, że powstanie pewnego dnia. Tak jak powstało dla mnie miejsce w Twoim sercu. Trzy miesiące temu nigdy nie pomyślałabym, że dasz mi to wszystko czego tak strasznie potrzebowałam. Na szczęście życie zaskakuje. Mam ochotę ciągle wykrzykiwać, że Cię kocham tak strasznie, tak mocno, tak delikatnie niezdrowo już. Czuję się tak jakby ktoś na oścież otworzył mi drzwi do raju, do spełnienia wszelkich marzeń, do doskonałości. Stoję przed nimi i się uśmiecham, być może rozkoszuje się samą świadomością tej szansy. Wejdę jutro, wraz z przekroczeniem progu Twojego mieszkania.
Proszę nie pozwól by ktoś nam to odebrał, by to kiedykolwiek przeminęło.
Tak bardzo Cię kocham.